Remus zadrżał pod wpływem chłodnego
wiatru. Poranki w Szarym Lesie często nie należały do najcieplejszych, ale nie
przypominał sobie, aby wcześniej budziła go pogoda. Przewrócił się na drugi bok
i zasłonił twarz dłonią. Co tu tak jasno?, pomyślał z irytacją.
Jego nos wychwycił słabą woń owoców.
Remus poczuł głód. Wciąż leżąc, zastanawiał się, czy powinien wstać i coś
zjeść, czy jednak woli trochę pospać, ale głośne burczenie w brzuchu pomogło mu
w podjęciu decyzji. Podniósł się do pozycji siedzącej i dopiero wtedy otworzył
oczy.
A zaraz potem je zamknął.
Oślepił go blask słońca.
Zaraz, słońca?, zdumiał się w
myślach. Ponownie spojrzał przed siebie. Rzeczywiście, znajdował się na zewnątrz,
leżał na jakiejś niewielkiej polanie. Był nagi i, o Merlinie, ubrudzony
krwią. Gwałtownie podniósł się na równe nogi i niemal od razu zgiął się wpół;
dały o sobie znać przetrenowane mięśnie. Co do…?
Pełnia, uświadomił sobie nagle.
Zaskoczony rozejrzał się uważnie wokół siebie. Nie rozpoznawał miejsca, w
którym się znalazł, jednak, kiedy postanowił zwrócić na to uwagę, wyczuł zapach
Mary i Sebastiena. Krew, którą był ubrudzony, nie była jego, musiała pochodzić
od zwierzęcia.
Nieco skonfundowany usiadł na brzegu
strumienia, przy którym się obudził. Prawie nie czuł bólu. Co prawda miał
zakwasy praktycznie wszędzie, ale czuł, że jest to wynik intensywnego treningu.
Najwidoczniej wilkołak na wolnej przestrzeni postanowił się wyszaleć, a
organizm Lupina nie był przyzwyczajony do wielogodzinnego wysiłku.
— Gardło? — wychrypiał na próbę. Nie
brzmiał najprzyjemniej, ale mógł mówić, co i tak stanowiło znaczną poprawę w
stosunku do wielu poprzednich pełni.
Wciąż czuł się bardzo spragniony i
trochę bolała go głowa.
Nachylił się nad strumieniem. Woda była
chłodna i wydawała się czysta. Zaczerpnął jej nieco na dłoń i wypił. Przestał
czuć się taki rozkojarzony. Niezależnie od okoliczności, woda była tym, czego
po pełni potrzebował najbardziej.
Nie zważając na to, że wygląda pewnie
jak pies, pochylił się nad strumieniem jeszcze bardziej i zaczął pić
bezpośrednio z niego. Gdy zaspokoił pragnienie, postanowił obmyć się z krwi i
ziemi, co okazało się niełatwym zadaniem. Wszystko zdążyło już na nim
przyschnąć i momentami musiał naprawdę mocno szorować swoją skórę, aby ją
doczyścić. Zaczął też zastanawiać się, jak wróci do jaskini. Domyślał się, że
chodzenie nago po lesie tuż po pełni nie było czymś niespotykanym, ale wolał
nie zostać zauważony. Jednocześnie wciąż nie miał pojęcia, gdzie się znajduje,
a powrót bez pytania kogokolwiek o drogę mógłby nie być łatwy.
Westchnął. Położył się na trawie i
przymknął oczy. Był zmęczony, to prawda, ale czuł się wyjątkowo dobrze. To było
wręcz nienaturalne. Po trzydziestu latach koszmaru, jaki stanowiła dla niego
pełnia, nagle z dnia na dzień mógł prawie zapomnieć o bólu. Niemal czekał na
nagły atak, jak gdyby miało zejść z niego działanie jakieś eliksiru, ale nic
takiego nie nadchodziło. Był tylko śpiący i najchętniej znów zasnąłby na
polanie, ale wolał wrócić do siebie. Tylko… jeszcze trochę chciał poleżeć.
Nie wiedział, ile minęło czasu, gdy
usłyszał w lesie Mary i Sebastiena. Wesoły śmiech przyjaciółki od razu go
uspokoił. Jednak nie będę błądził, uradował się Remus i wstał; wtedy
ponownie dotarło do niego, że jest nagi i poczuł się trochę skrępowany. Mimo
wszystko wolałby chyba nie widzieć się teraz z Mary.
Po chwili, na jego szczęście, z lasu
wyłonił się sam Sebastien. Dzierżył w ręku zwinięte ubrania, które rzucił
Remusowi, gdy tylko się do niego zbliżył. Ten złapał je bez problemu i od razu
zaczął się ubierać.
— Serwus! Długo spałeś, to
stwierdziliśmy, że nie będziemy czekać, nie?
— Nie ma sprawy — odpowiedział Lupin,
naciągając na siebie koszulkę. — Dopiero niedawno wstałem — przyznał. Sebastien
roześmiał się.
— Nie sądziłem, że jesteś takim
śpiochem! Wszyscy już od dawna na nogach, Greyback nawet zdążył wrócić ze
Szkocji.
— Greybacka nie było? — zdziwił się
Remus, już cały ubrany. Na polanę wyszła Mary.
— Nie było — przyznała. — Od dawna nie
spędza tu pełni. Wyjeżdża, najczęściej z Tendersonem — mruknęła niechętnie. —
Jesteśmy całkiem blisko jego jaskiń, a chyba zwołał jakieś zabranie. Wolałabym
się na nie nie natknąć, a musimy przejść obok, moglibyśmy już iść?
— Jasne — odparł Remus.
Jeszcze raz przetoczył spojrzeniem po
polance — była naprawdę ładna, może kiedyś przyszedłby tu na spacer? — i
poszedł za Mary. Kobieta zdążyła już wyzbyć się aury złego humoru, którą
sprowadziła na nią wzmianka o Greybacku i zaczęła opowiadać nowinki z pełni,
zasłyszane podczas drogi po ubrania Lupina. Remus słuchał jej jednym uchem,
zaskoczony, jak wiele z przemiany inni potrafią zapamiętać. On nie pamiętał nic
— jego świadomość zgasła między kolejnymi spazmami bólu i obudziła się dopiero
tego ranka.
Szli długo przez las, zanim Remus w
ogóle mógł zobaczyć jakiekolwiek jaskinie. Gdy do nich doszli, Mary spięła się
i przestała mówić. Wiatr przyniósł ze sobą inne głosy.
— Cholera, zaczęli już — mruknęła
Macdonald i przyspieszyła kroku. — Trzeba było iść naokoło.
Szli teraz bardzo wąską ścieżką. Z
jednej strony mieli gęste zarośla, z drugiej skały. Remus podejrzewał, że
gdzieś za tą kamienną ścianą toczy się zebranie grupy Greybacka. Mógł poczuć
jego zapach, słyszał jego głos. Coś ścisnęło mu się w żołądku. Niemal zdążył
zapomnieć, po co tu przyjechał i kogo miał spotkać. Po kilku krokach zaczął bez
problemu rozróżniać poszczególne słowa.
— Czarny Pan nam nie ufa!
Mary znów przyspieszyła, Remus postąpił
tak samo. Sebastien zdawał się mieć neutralny stosunek do wilkołaków zebranych
tuż obok i pozostał w tyle.
— Czarny Pan boi się nas!
Nagle skała, obok której szli, skończyła
się. Druga wyrastała z ziemi tuż obok, ale pomiędzy nimi było wystarczająco
miejsca, aby mógł tędy przejść dorosły człowiek. Remus zastygł, stanąwszy w tym
miejscu. Zebrane na kamiennym placu wilkołaki nie zwróciły na niego uwagi, sam
Greyback również wydawał się być pochłonięty swoją przemową, ale w nozdrza
Lupina uderzył zapach człowieka. Znajomy zapach.
— Czarny Pan wymusił na mnie, aby w
Szarym Lesie ukryć Bellatriks Lestrange!
Krzyk pełen sprzeciwu był ogłuszający.
Zebrani zbulwersowali się, podnieśli w górę zaciśnięte pięści, ale to wszystko
wydawało się nieistotne. Remus poczuł na nadgarstku zaciskającą się dłoń Mary.
Nie potrafił się ruszyć, nie potrafił na nią spojrzeć. Wzrokiem gorączkowo
szukał Śmierciożerczyni. I szybko ją znalazł.
Stała obok Tendersona, w drogiej,
czarnej szacie za kolana i obcasach, ze znudzonym wyrazem twarzy. Wyglądała
groteskowo. Nie przystawała ani do scenerii, w jakiej się znalazła, ani do
towarzystwa otaczających ją wilkołaków. Krew Remusa zawrzała.
— Dlatego musimy pokazać Czarnemu Panu
naszą wartość! Nie chcemy tu człowieka, aby nas szpiegował! Musimy udowodnić
mu, że poradzimy sobie bez takiej pomocy! — krzyczał Greyback, ale jego słowa
przestały docierać do Lupina.
Spojrzenia Bellatriks i Remusa
skrzyżowały się. Mężczyzna nie mógł wyczytać nic z wyrazu jej twarzy, ale
wiedział, że jego własna jest teraz jak otwarta księga.
Zabiła Syriusza, zabiła Syriusza,
zabiła Syriusza!, to była jedyna myśl, jaka kotłowała mu się w głowie.
Czuł, że ogarnęła go nienawiść. Nie był już senny, nie czuł przetrenowanych
mięśni, zapomniał o ćmiącej głowie, chciał jedynie zemsty. Bezmyślnie sięgnął
dłonią w miejsce, gdzie zazwyczaj trzymał różdżkę, ale nic tam nie znalazł.
Najwidoczniej Mary uznała, że podczas powrotu do jaskini będzie mu niepotrzebna
i myliła się.
— Remmy, proszę, chodźmy już. — Usłyszał
w końcu. Dopiero po dłuższej chwili był w stanie oderwać wzrok od Bellatriks i
spojrzeć na przyjaciółkę. Dotarło do niego, że musiała mówić już dłuższą
chwilę. Sebastien, który wcześniej szedł w dość sporym oddaleniu, stał obok
niej i patrzył na niego wyraźnie zaniepokojony.
Nie odpowiedział nic; jego wzrok znów
skierował się w stronę kamiennego placu. Lestrange nie patrzyła już w jego
stronę, jakby w ogóle jej nie obszedł.
Miał ochotę wybiec tam, dopaść ją,
skrzywdzić, zranić, zabić! Rozszarpać gołymi rękoma, udusić, zrobić wszystko,
zrobić cokolwiek!
Zabiła Syriusza, zabiła Syriusza,
zabiła Syriusza!
Wyrwał rękę z uścisku Mary, spiął
mięśnie, podjął decyzję.
Nagle ogarnęła go ciemność.
***
— Świeci
księżyc jasno, jasno księżyc świeci,
na dużej polanie ba-a-wią się dzieci!
Dołącz do nich, śmiało!
Zanim będzie dniało!
Świecą jasno gwiazdy, gwiazdy świecą jasno!
Zaraz na polanie zrobi się za ciasno!
Dołącz do nich, śmiało!
Zanim będzie dniało!
Dołącz do nich, śmiało!
Zanim...!
— Sebastien? Ty śpiewasz?
— Jakoś musiałem zabić sobie czas, nie?
Długo cię nie było, a z niego naprawdę jest straszny śpioch. Może go obudź
jeszcze raz?
— Chyba lepiej nie… Zresztą wygląda,
jakby sam się budził.
Rzeczywiście. Lupin powoli rozchylił
powieki, zamruczał coś pod nosem i przewrócił się na lewy bok, naciągając koc,
którym był przykryty, na głowę. Sebastien niepewnie spojrzał na Mary —
najchętniej natychmiast wyciągnąłby Remusa z łóżka.
— Remmy, wstawaj. — Mary dotknęła
ramienia przyjaciela i potrząsnęła nim. — Już prawie wieczór.
Lupin odburknął coś, ale otworzył oczy.
Ziewnął, znów przewrócił się na plecy, przetarł twarz dłonią.
— Stra-akh!-asznie boli mnie głowa —
wychrypiał. Ledwo było go słychać.
Sebastien pomógł Remusowi usiąść.
Macdonald przyniosła wodę, którą Lupin wypił niemal jednym haustem.
— Co się stało? — spytał po chwili. —
Oszołomiłaś mnie?
— Raczej uchroniłam przed popełnieniem
koszmarnej głupoty! — żachnęła się Mary, wstając gwałtownie z krzesła. Mebel
zakołysał się. — Co ty sobie myślałeś?!
— Ona zabiła Syriusza!
— I dlatego ciebie też ma zabić?! Remmy!
To nie jest twoja…
— To jest moja wojna! To…! — Rozkaszlał
się Remus.
Sebastien ze złością spojrzał na kobietę
i podetknął Lupinowi kolejną szklankę z wodą.
— Nie powinniście się kłócić o takie
drobiazgi. — Wtrącił się i niemal od razu pożałował. Zarówno Mary, jak i Remus spiorunowali
go wzrokiem. — To nie moja sprawa, wiem, nie? Ale wasza chyba też nie. Niech
Greyback robi, co chce, nie?
— Dopóki nie wpadnie tu oddział
specjalny DKMS-u ze wsparciem aurorskim, jasne — warknęła Macdonald. — Jej
obecność naraża nas wszystkich na niebezpieczeństwo, to jest nasz dom!
— To dlaczego nie pozwoliłaś mi…!
— Bo martwię się o twoje życie!
— Moje życie nic nie znaczy! — krzyknął
Remus, wstając gwałtownie z łóżka. Rozkaszlał się znowu, zachwiał się i upadł.
Macdonald doskoczyła do niego i objęła go opiekuńczym gestem, ale przyjaciel
odtrącił jej ręce.
Między Macdonald i Lupinem zapanowała
krępująca cisza.
— Ja… wiecie, chyba sobie pójdę, nie? —
spytał cicho Sebastien. Nie doczekawszy się odpowiedzi, wyszedł z jaskini
Remusa.
— Remmy, ja… — zaczęła kobieta, ale
zamilkła. Nie miała pojęcia, co chce powiedzieć. Żałowała, że dała się ponieść
emocjom, ale nie zamierzała przepraszać przyjaciela za oszołomienie go. On
przecież zamierzał iść na pewną śmierć!
— Nic nie mów — burknął Lupin. Czuł żal
do Mary, że go powstrzymała, ale jeszcze większy żal miał do siebie samego. On
nie był w stanie powstrzymać przyjaciela. Był pewien, naprawdę był pewien, że
udało mu się go przekonać, że nie ruszy z Zakonem do Ministerstwa Magii… Był
głupi. Jak mogłem uwierzyć, że Syriusz mnie posłucha? Jak mogłem do tego
dopuścić… Powinienem był go oszołomić! Związać, zamknąć w piwnicy!
Odciąć od świata, zrobić to, co on co miesiąc robił dla mnie! To wszystko moja
wina, a teraz ona tu jest…
Nie wiedział, kiedy oczy zapełniły mu
się łzami. Myśli, które od wielu tygodni spychał poza granice świadomości,
zapanowały nad jego umysłem. Powinienem… Dlaczego… Moja wina… Syriusz.
Tamten obraz wrył się w pamięć Remusa, jak gdyby było to zdjęcie z Proroka,
które widział dziesiątki razy. Śmiech Syriusza. Ta mina, która tak bardzo
zdradzała jego pochodzenie, ta wyższość, ta pogarda. Był absolutnie pewien, że
wygra z Bellatriks. Mylił się i przed śmiercią zdążył zdać sobie z tego sprawę.
Ten szok… Ta gwałtowna zmiana na jego twarzy… To było chyba najgorsze.
Lupin zaczął szlochać.
Mary znów spróbowała go objąć. Tym razem
jej nie odtrącił.
— Remmy…
— T-to… To wszystko moja wina,
rozumiesz? Powinienem był wiedzieć! Przecież go znałem! Jak mogłem uwierzyć! Po
tym wszystkim, co się stało! Nie rozumiem, dlaczego… Jak mogłem być tak głupi,
dlaczego…
— Remusie, Syriusz był dorosłym
człowiekiem i…
— Był dzieckiem w ciele dorosłego! Kiedy
miał dorosnąć? Kiedy miał nabrać odpowiedzialności? W Azkabanie? Czy może
zamknięty w swoim domu, w domu, z którego uciekł? Trzeba było mu pomóc! A
tymczasem mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie… Wojnę… Tego, Którego…
Voldemorta! Śmierciożerców… Nikt o nim nie pomyślał! Korzystaliśmy z jego domu…
Z jego pieniędzy… I nie daliśmy mu nic w zamian!
— Remmy, nie potrafisz spojrzeć
obiektywnie…
— Zawiodłem go, miał tylko mnie, a ja go
zawiodłem…
— Remusie! Nie możesz tak myśleć, to nie
twoja wina…
— Oczywiście, że to jest moja wina! Kto?
Kto, Mary, powiedz mi, kto? Kto miał mu pomóc, jeśli nie ja? Ostatni z jego
przyjaciół? A ja go… Pozwoliłem mu zginąć!
Mary zamilkła. Nigdy nie widziała Remusa
w takim stanie. Wiedziała, że dusi w sobie emocje, że często bierze na siebie
odpowiedzialność za zło całego świata, ale nie spodziewała się, jak tłumione
uczucia na niego wpływają. Mogła tylko słuchać kolejnych bezsensownych zdań.
Wszelkie próby uspokojenia przyjaciela spełzały na niczym.
W końcu, gdy zrobiło się już całkiem
ciemno — żadne z nich nie zapaliło pochodni — przestał już mieć siły na płacz i
jedynie patrzył pusto w przestrzeń przed sobą. Mary nie odważyła się odezwać.
Delikatnie gładziła przyjaciela po ramieniu, mając nadzieję, że drobnym gestem
przekaże mu wsparcie.
— To jest moja wojna, Em — wyszeptał w
końcu, patrząc w oczy kobiecie. Jego spojrzenie powstrzymało ją przed
odezwaniem się. — Straciłem przyjaciół… Nie mógłbym… Nie wycofam się z Zakonu,
Mary, nigdy. Może umrę… Może wszyscy umrzemy. Ale nie potrafiłbym żyć ze
świadomością, że się poddałem. Tylko… tylko to mi zostało. Opór… i pomsta. Nie
pomszczę Jamesa, Lily ani wielu osób… jestem na to za słaby. Ale Syriusza…
Teraz, kiedy Bellatriks…
— Remmy, proszę cię, nie rób nic
pochopnego, to…
— Em — przerwał jej. — Nie pójdę do
Greybacka, żeby ją zabić. To… nie miało sensu. Nie wiem, co sobie myślałem… Nie
myślałem. Ale nigdy więcej nie proś mnie, żebym zrezygnował z tej wojny.
— Remmy…
— Nigdy, obiecaj.
— Ja… — Chciała jeszcze się sprzeciwić,
ale szybko zmieniła zdanie. — Obiecuję. Przepraszam cię, Remmy.
Mężczyzna skinął głową.
— Proszę… idź już. Chcę zostać sam.
Mary nieporadnie rozejrzała się po jaskini
przyjaciela. Nie zaczepiwszy wzrokiem o nic, co dałoby jej pretekst do
pozostania u Lupina, wstała i bez słowa wyszła.
Remus przysunął nogi do klatki
piersiowej i objął je rękoma. Czuł się źle. Oszołomienie krótko po wybudzeniu
się po pełni zdecydowanie nie przysłużyło się jego organizmowi. Głowa
nieznośnie pulsowała, bolały go stawy i żebra, wciąż chciało mu się pić. Ale
stan fizyczny Lupina był niczym w porównaniu z tym, co działo się w jego
głowie. Nie powinienem tak wybuchać, nie powinienem jeszcze bardziej
obciążać Mary, teraz będzie się martwić… Źle to wyszło. Wszystko poszło źle…
Nie miał pojęcia, która była godzina,
ile czasu był nieprzytomny, a ile przesiedział z Mary. Gdy otrząsnął się z
otępienia, świtało. Wstał z łóżka — miał wrażenie, że strzyknął cały jego
szkielet — i wyszedł z jaskini.
Poranek był chłodny i wilgotny. Rosa
osadziła się na ściółce, las parował. Wszystko było zamglone. Remus szedł przed
siebie, kopiąc szyszki, które znów znalazły się na jego drodze. Szybko zboczył
ze ścieżki i wszedł między drzewa. Kluczył. Szedł w stronę jeziora, ale nie
miał pojęcia, gdzie dokładnie trafi. Nie bardzo go to obchodziło.
Gdy doszedł nad wodę, zobaczył Livy.
— Dzień dobry, Remusie Lupinie —
przywitała go, nawet nie odwracając głowy w jego stronę.
Leżała na plecach na piasku. Kiedy Remus
podszedł bliżej, zauważył, że wygląda na smutną. Usiadł obok.
— Nie widać już gwiazd. Nadszedł dzień —
zauważyła dziewczyna. — O gwiazdach pewnie też sporo wiesz.
— Trochę — przyznał Lupin.
— Lubię patrzeć w gwiazdy — wyznała. —
Lubię myśleć, że tam, w gwiazdach, jest lepszy świat. Może kiedyś będziemy w
takim żyć.
Remus nic nie odpowiedział.
— A ty, Remusie Lupinie, lubisz patrzeć
w gwiazdy?
— Nie.
Livy obróciła głowę, by móc spojrzeć na
Remusa. Uciekł wzrokiem, a ona znów zwróciła się ku niebu.
— Chyba oboje nie mieliśmy najlepszego
dnia — zauważyła. — Znasz ją, tę Lestrange?
— Znam — odpowiedział po chwili
milczenia Lupin.
— Jest… władcza. Nigdy nie czułam się
komfortowo, gdy mieszkałam z ludźmi Greybacka, ale teraz… Czuję się
obserwowana. Oceniana. Nie odezwała się do mnie ani słowem, ale mam wrażenie,
że mnie wykorzystała. Kazali nam mieszkać razem, teraz jeszcze mniej chcę tam
przebywać.
— Wiesz, że też tak działasz na ludzi?
Livy prychnęła pod nosem.
— Może — przyznała po chwili.
Niebo jaśniało coraz bardziej, a oni
siedzieli w milczeniu. Dopiero gdy słońce wychyliło się znad koron drzew, Livy
wstała.
— Ona jest niebezpieczna, prawda? —
spytała.
— Tak.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno do
Remusa, otrzepała z piasku i weszła do lasu.
Kiedy mężczyzna wrócił do swojej
jaskini, latała po niej znajoma mu sówka. Odczepił liścik od jej nóżki. Pewnie
ci się przyda. Mary
Remus zapalił pochodnie w jaskini,
wyciągnął z kufra pergamin i zwykły, mugolski długopis. Pstryknął kilkukrotnie
przyciskiem, na zmianę wysuwając i chowając wkład, po czym zaczął pisać.
Szanowny
Dyrektorze,
Szary Las to z pewnością wyjątkowe
miejsce. Ciepło mnie tu przyjęto, pewnie za sprawą Mary. Poznałem całkiem spore
grono osób, niezwiązanych bezpośrednio z Greybackiem ani podległymi mu ludźmi.
Oni starają się żyć w zgodzie z naturą, ich magia jest w symbiozie z Lasem. Oni
utrzymują to miejsce Nienanoszalnym, a Las chroni ich przed ich własną magią.
Byłem świadkiem takiego zdarzenia.
Jeden z chłopców podczas zabawy
przewrócił się. Wydobyło się z niego dziwne, lepkie światło, które następnie
wniknęło w ziemię i rośliny. Nim przestałem je widzieć, chłopiec zdążył już
odbiec, myślę, że nawet nie poczuł, że stało się cokolwiek. Było to naprawdę...
magiczne przeżycie.
Dzieci jest tu bardzo dużo, nie mam
pojęcia ile dokładnie, chociaż spotykam się raczej z większością. Zostałem
nauczycielem. Właściwie zostałem wmanewrowany w bycie nauczycielem. Wydaje mi
się jednak, że wyszło mi to na dobre.
Mam zajęcie. Jak wspomniałem, dzieci
jest dużo. Większość nie umie czytać ani pisać, nie mają własnych różdżek. Różdżek
w Szarym Lesie jest niewiele, chociaż trudno mi zrozumieć dlaczego.
Rosną tu magiczne wierzby, których
drewno wykorzystywane jest do produkcji różdżek, w głównej mierze przez
rumuńskiego wytwórcę, Draca. Za magiczne drewno Dennis, zajmujący się
wierzbami, otrzymuje pieniądze. Chętnie dzieli się nimi z osobami, które
pomagają mu z drzewami. Dziwi mnie, że nie postanowili nigdy za te pieniądze
zakupić różdżek, chociaż ich umiejętności i wiedza często sprowadzają się do kilku
najprostszych zaklęć. Może moja obecność, wiedza, którą jestem w stanie
przekazać dzieciom, coś zmieni — a może już za miesiąc powiedzą mi, że
właściwie nie potrzebują, abym dłużej uczył.
Osób, które odebrały w życiu
jakąkolwiek magiczną edukację, w Lesie jest niewiele. Wydaje się, że mógłbym
policzyć je na palcach obu rąk. Znaczna część żyjących tu wilkołaków urodziła
się w Szarym Lesie lub podobnych jemu miejscach w Europie, zanim je
zlikwidowano. Wydaje mi się, że nie zdają sobie sprawy z potęgi magii albo nie
chcą zdawać sobie z niej sprawy. Ich życie jest proste i spokojne, nie
rozumieją wojny, która dotyka społeczności czarodziejów i nie chcą jej
zrozumieć.
W Szarym Lesie przebywa też grupa
Greybacka. To około trzydziestu wilkołaków. Zajmują jaskinie wysunięte na
północ, rzadko ktokolwiek się tam zapuszcza. Ich obecność nie wpływa widocznie
na pozostałe zamieszkujące Las osoby, wydaje się, że nie bardzo ich to
obchodzi. Czasami obie społeczności wchodzą między sobą w interakcje, ale są to
sporadyczne zdarzenia. Przynajmniej do tej pory.
Szanowny Dyrektorze... Ani chwili nie
zastanawiałem się, czy powinienem napisać Panu to, co Pan zaraz przeczyta.
Niemniej jednak w mojej pamięci wciąż żywe jest wspomnienie naszej lipcowej
rozmowy w Hogsmeade — ujawnienie informacji o pewnych osobach, które
zamieszkują Szary Las, mogłoby zaszkodzić całej społeczności. Szanowny
Dyrektorze, w Lesie znajduje się Bellatriks Lestrange.
Remus oderwał się od pisania. W gardle
znów stanęła mu gula, kiedy pomyślał o Śmierciożerczyni, ale zdusił emocje.
Greyback wrócił z nią ze Szkocji,
gdzie, wedle moich informacji, spędził ostatnią pełnię. Mam nadzieję, że nie
wydarzyło się nic okropnego. Chociaż Szary Las wydaje się być odcięty od świata
zewnętrznego, to jednak plotki rozchodzą się po nim z prędkością błyskawicy,
dlatego sądzę, że gdyby coś się stało, wiedziałbym o tym. Niemniej jednak nie
potrafię w pełni wyzbyć się niepokoju. Ad rem: postaram się dowiedzieć czegoś
więcej, na temat powodów jej obecności w Lesie i możliwych działaniach na jego
terenie. Wydaje mi się, że...
Zawahał się. Nie był pewien, czy
powinien pisać o Livy. Chociaż właściwie, czemu nie?
...mam kogoś, kto mógłby udzielać mi
na ten temat informacji. Jest to córka Edmunda Tendersona, Livy. Dziewczyna
jest jeszcze niepełnoletnia i pozostaje pod władzą swojego ojca, z którym ma
niewiele wspólnego. Po osiągnięciu dorosłości chce wyjechać i dlatego poprosiła
mnie o prywatne lekcje obrony przed czarną magią i pojedynków. Z tego, co mi
powiedziała, wnioskuję, że pozostaje w stosunkowo bliskim kontakcie z Lestrange
— o ile można powiedzieć, że Lestrange jest tutaj z kimkolwiek w kontakcie.
Obawiam się jednak, że Lestrange może
używać legilimencji, dlatego czuję, że powinienem działać szczególnie
ostrożnie. Czy mógłby mi Pan doradzić, w jaki inny sposób można oszukać
legilimecję? Oklumencja nie jest dziedziną, w której dobrze się odnajduję, więc
nie potrafiłbym nauczyć tego Livy.
Postaram się napisać kolejny list,
kiedy się czegoś dowiem. Proszę przekazać moje najszczersze pozdrowienia
Zakonowi.
Z uszanowaniem
Remus Lupin
Mężczyzna związał list w rulonik i
przywiązał go do sówki. Wyprawił ptaka w podróż do Hogwartu i, nie zważając na
to, że dzień rozpoczął się na dobre, poszedł spać.
Jak dla mnie on trochę za łatwo zaufał Livy. Ale pomijając to, pisanie o niej w liście wydaje się nieodpowiedzialne. Cholera wie, kto będzie czytał ten list, korespondencja jest przechwytywana, nie? Dziewczyna może mieć problemy. Żeby nie było, to dopiero teraz przyszło mi o głowy.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jak rozwiniesz wątek Belli. Co nieco pamiętam z poprzednich wersji opowiadania, ale wtedy też kontekst był inny, w grę wchodziła też Narcyza. A tutaj wszystko oprze się o Syriusza. Mam wrażenie, że ktoś nie wyjdzie z tego cało.
Ściskam mocno,
Morri
Tobie przyszło do głowy dopiero teraz, mi w ogóle. Coś wymyślę, żeby to obronić :') Co do zaufania Livy... Hm, on jej podświadomie ufa, ale jeszcze niewiele jej zdradził. Ma co do niej pewien plan... i niestety nie on jeden.
OdpowiedzUsuńBella, jak ja na nią czekałam, aż w końcu się pojawi, a teraz boję się cokolwiek napisać, żeby jej tylko nie zepsuć! No o samego Syriusza to tu się rozchodzić nie będzie. Chyba że na samiuśkim początku...
Ściskam mocniej
Atria Adara
Jejku, już nic nie pamiętam z poprzedniej wersji opowiadania!
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tą Bellą - na jej miejscu to bym się bała, że Lupin właśnie doniesie Zakonowi, że ona tam jest.
Tak jak powiedziała Morrigan, Remus był zbyt wylewny w tym liście, ale rozumiem, że chciałaś nam przedstawić jego wizję dotyczącą Livy ;)
Dobrze, że Remusa w końcu nie trzeba było składać do kupy po pełni, w końcu biedak ma spokój.
Ja też Cię ściskam!
Magda
Może to i lepiej, że nie pamiętasz... ;p
UsuńNo, Bella się Remusa nie spodziewała. Więcej tej dwójki w następnym rozdziale, tak sądzę :') Remusowi i tak się dostało psychicznie, to fizycznie postanowiłam mu trochę odpuścić. Na razie.
Pozdrawiam!
Atria Adara
Stało się! Stało się tak wiele na raz, że aż trudno się w tym ogarnąć... Jak dobrze, że podesłałaś mi wcześniej wyjaśnienia, bo w momencie, w którym czytałam rozdział, cóż... Chodzenie nocą po ciemnym lesie może i dodaje nastroju, ale no... XD
OdpowiedzUsuńOd początku...
Remus po przemianie, taki zdezorientowany... Bardziej niż zwykle, to oczywiste, przecież jest w nowym miejscu, wilkołak, który jest w nim reaguje zupełnie inaczej i również inne są konsekwencje pełni. Czekam na moment, w którym także i Lupin zacznie pamiętać wydarzenia z pełni. Chociaż obawiam się, że to może się zbiec z nieciekawymi wydarzeniami.
Było zbyt wesoło, zbyt dobrze, a skoro tak, to trzeba zrzucić sporą dawkę kłopotów. I tak właśnie dostajemy Bellę, dostajemy Greybacka i Tendersona, powiedzmy sporą szczyptę wojny i Voldemorta w lesie, który do tej pory był tego prawie pozbawiony.
No i Remus nie wytrzymał... Przestał powtarzać swoją mantrę, przestał odsuwać wspomnienia, przestał nie myśleć... A gdy myśleć już zaczął... To skończyłoby się źle, oj bardzo, bardzo źle... Całe szczęście była tam Mary, która chociaż w pewnym stopniu zdaje sobie sprawę, jak bardzo cierpi Remus.
Swoją drogą idealne zestawienie nam tutaj zaserwowałaś! Remus, Mary, Sebastien... Każde z nich ma inne podejście do wojny, każde inaczej reaguje na te wszystkie wydarzenia i każde można zrozumieć! Biedna Mary, mam wrażenie, że cały czas będzie rozdarta między tą dwójką.
No i Livy! Tak bardzo czekam aż jej wątek się rozwinie! Córka prawej ręki Greybacka, współlokatorka Bellatriks, potajemna uczennica Remusa... Mieszanka wybuchowa utkwiona w jednej postaci! Ja czuję w kościach, że Livy da się wszystkim we znaki... Podejrzewam, że Greyback lub Bella będą chcieli ją wykorzystać, ona, będąc do nich nastawiona negatywnie, skłoni się w stronę Remusa, który też na swój sposób ją przecież wykorzysta! Aż strach pomyśleć, co się wydarzy, gdy nasza Livy, która przecież nie da sobie w kaszę dmuchać, zorientuje się w sytuacji i sama zacznie pociągać za sznurki!
Czekam, czekam z niecierpliwością, ale już sama nie wiem na co bardziej... Po prostu pisz to, do czego w danej chwili mocniej bije serduszko, a ja się będę nad wszystkim rozpływać!
Jakie wyjaśnienia? Że te komentarze Morri, do których się ustosunkowałam na chacie?
OdpowiedzUsuńNajpierw myślałam, że rozdział z pełnią będzie jeden, ale jak już go napisałam... No, poczułam to. Nie będzie takich wstawek "co miesiąc", ale ze trzy chyba będą... Właśnie w takich momentach, powiedzmy, przełomowych.
Trzeba było jakoś namieszać, nie może być zbyt spokojnie. Zresztą Wilki to Bella od samego początku, pierwszy pomysł opierał się na konflikcie i późniejszej relacji Remusa z Bellą (to znaczy, ekhm, miał), nie byłabym w stanie z tego zrezygnować.
No, każde z nich jest z nieco innej bajki, tak nimi życie pokierowało. Czy Mary będzie rozdarta? Hm, może. Mary wciąż układa się w mojej głowie.
Livy górą! Ale przed nią długa droga.
Piszę, piszę, spokojnie. Różne rzeczy, ale niczego nie porzucam :')
Dziękuję za ten wspaniały komentarz <3
Miłego dnia!
AA